Przyjaciele
Na miano przyjaciela trzeba sobie zasłużyć. Człowiek musi się dużo napracować, żeby bliska osoba mogła nadać mu szlachetny tytuł Przyjaciel, ale także niewiele potrzeba, aby ten tytuł stracić...
A kto to jest ten przyjaciel?
Przyjaciel, to osoba, której się ufa, na którą można zawsze liczyć...
Do której można zadzwonić w środku nocy z prośbą o podwózkę, czy o rozmowę...
która pocieszy w ciężkich chwilach,
która rozśmieszy, gdy Nam łzy cisną się do oczu,
która wysłucha,
nie będzie oceniać,
która dobrze doradzi...
A czy Ty masz przyjaciela?
A może masz kilku przyjaciół? Takich, którzy byli przy Tobie od niepamiętnych czasów, takich na dobre i na złe...
Dla mnie najlepszym przyjacielem jest mój mąż. Zawsze mogę na Niego liczyć, potrafi słuchać, w chwilach smutku rozśmieszy, a czasem po prostu bez słowa przytuli, czy potrzyma za rękę. I zawsze, ale to zawsze dobrze doradzi :) Słuchajcie, ile to razy ja zrobiłam kilka rzeczy "po swojemu" i źle na tym wyszłam... :)
Przyjaciółmi są też rodzice, którzy zawsze służą radą, czy pomocą, którzy wspierają...
Na kogo mogę jeszcze liczyć?
Na Marlenę i Anię :)
Marlena- wiecznie uśmiechnięta, szczera do bólu i roztrzepana :)
Z Marleną byłyśmy jak siostry. Sąsiadka prawie zza płota, znamy się od ... od zawsze. Nasze mamy się spotykały na ploteczki :) Nasza przyjaźń była wiele razy wystawiana na próbę, ale przetrwała. Gdy zaczęłam studiować i się przeprowadziłam do wielkiego miasta, zawsze miałyśmy kontakt. Nie spotykałyśmy się, ale zawsze pisałyśmy do siebie, albo dzwoniłyśmy, nie za często, ale pamiętałyśmy o sobie nawzajem.
To Marlena pierwsza dowiedziała się o planowanym ślubie, o ciąży...
Ania
Z Anią znamy się od szkoły podstawowej, dzięki Marlenie.
Ania to taka dobra, ciepła osoba. Rozważna, mądra :) i spóźnialska...
Matka Chrzestna Hani.
Nasza przyjaźń nie była wystawiana na próby, tak jak przyjaźń z Marleną. Mimo tego, że Nasze drogi się rozeszły, to zawsze miałyśmy ze sobą kontakt. A gdy zarówno ja jak i Ona wróciłyśmy do swoich domów rodzinnych, to ten kontakt się zdecydowanie polepszył.
Zarówno z jedną, jak i z drugą, gdy się spotkam, to mogłybyśmy przegadać cały dzień. Gdy się spotkamy, to zdarza się i tak, że każda ma tyle do powiedzenia, że się przekrzykujemy :)
Pamiętam jak leżałam na porodówce... zaraz po rozmowie z mężem i rodzicami zadzwoniłam do Nich... jakie One były przerażone :)
Ciotki klotki :)
Mogę liczyć na Agnieszkę...
Agnieszka- skryta dziewczyna, poznana na studiach. Niepozorna, drobna osóbka o wielkim sercu. Mimo, że mieszkamy od siebie daleko, to zawsze znajdziemy czas, by porozmawiać. Mamy nawet swój rytuał, że raz na jakiś czas piszemy do siebie listy :)
Na Olcię...
Ole poznałam na studiach, tak samo, jak Agnieszkę. Dla Niej nie ma rzeczy niemożliwych. Potrafimy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Nie ma tematów na które byśmy nie rozmawiały... :)
Każda z Nas prowadzi swoje życie, ma swoje problemy, pracuje, ma swoją rodzinę. To nie jest tak, że z każdym problemem biegniemy do siebie, wydzwaniamy po nocach. Chociaż, gdyby była potrzeba, to daję sobie rękę uciąć, że w środku nocy przybyłybyśmy sobie z pomocą.
To są osoby, którym ufam, które znają moje plany na przyszłość, które cieszą się z moich sukcesów, które nie podcinają skrzydeł...
A czy One mogą na mnie liczyć? Zawsze!
U Nas wygląda to tak, że po prostu umawiamy się na spotkanie, a potem godzinami opowiadamy, co się w Naszym życiu wydarzyło, co Nas ucieszyło, a co zmartwiło .... Opowiadamy o swoich planach, o tym jak wybrnęliśmy z kłopotów, jak rozwiązałyśmy jakiś problem, ewentualnie doradzamy.
Tych spotkań nie ma za wiele, ale całe szczęście ktoś wymyślił internet i telefony ;)
A którą z Nich jako pierwszą bym poinformowała o ciąży? Wysłałabym jedną i tą samą wiadomość do Nich wszystkich jednocześnie i czekała, która pierwsza zadzwoni :) Hehehe :)
A teraz to co mnie gryzie... PSEUDOprzyjaciele?
Razem z moim H. mamy również wspólnych przyjaciół.... długo się razem znamy.
Znali Nasze plany na przyszłość, odwiedzaliśmy się prawie co weekend.
I co się stało z Naszą przyjaźnią?
Nie wiem.
My się nie zmieniliśmy, nie zmieniły się Nasze priorytety. Najważniejsza jest Hania i to co jest między Nami- miłość. Zawsze służymy pomocą w razie kłopotów. Para Z zawsze mogła na Nas liczyć.
Mój H. zawsze był odważny, zdecydowany. Pokochał mnie całym sercem- z resztą tak jak i ja jego, zawsze miał swoje zdanie. Oświadczył mi się (sam tak zdecydował, nie uległ niczyim namowom), potem zaczęliśmy rozmawiać o ślubie, zdecydowani byliśmy na dziecko, podczas gdy Nasi znajomi...hmm nie wiedzieli czego chcą od życia.
Teraz wszystko kręci się wokół ich ślubu. No i dobrze, też strasznie przeżywałam swój ślub. Mimo, że nie był taki, jaki od dziecka sobie wyobrażałam, nie było białych gołębi i imprezy do rana, sukni z długim welonem też nie było.
Z wiekiem człowiek dojrzewa i zmienia swoje poglądy i coś, czego pragnął wcześniej, z czasem stało się mało istotne.
Nasze relacje zaczęły się psuć już jakiś czas temu.
Oczywiście to my ich częściej odwiedzaliśmy, aż w pewnym momencie mój H powiedział, że po co?!
To, że Oni zapominają o Naszym istnieniu, to świadczyć może o tym, że nie chcą dalej utrzymywać bliskich kontaktów.
Nie będziemy się narzucać...więc tak zrobiliśmy.
Aż w końcu po jakimś czasie to Oni Nas odwiedzili, żaląc się od progu, że mają tak daleko do Nas...H skwitował, że faktycznie, my mamy do nich zdecydowanie bliżej...
Rozmowy się już Nam nie kleją jak kiedyś. H zawsze jakiś temat znajdzie, ale ciężko ogólnie.
My zaczniemy o czymś mówić, ale Oni jakby nie chcieli tematu rozwinąć... chyba, że chodzi o ich ślub, czy pracę, która stała się ostatnio drażliwym tematem...
Stwierdzam nawet, że ostatnio uwielbiają Nam dogryzać...
A my w Święta w domu, w Sylwestra jedziemy na balety do znajomych, a Wy co? A, no tak, gdzie z dzieckiem pójdziecie, a Ty w pracy? A to przekichane...
Sylwester, dzień jak każdy inny... Święta? Spędziliśmy z rodziną, nie narzekamy, Nam się podoba Nasze życie. A podróżowanie autem nie stanowi żadnego problemu zarówno dla Nas, jak i dla Hani...
Kolejny temat.... Nasi przyjaciele wybraliby się na wczasy, do Egiptu, Zakopanego... No my też chcemy się wybrać. Mamy w planach, że jak Hania podrośnie i będziemy mieć własne M, to wybierzemy się do Chorwacji, albo Nowej Zelandii, może odwiedzimy Brata H w Wiedniu...
A to jeszcze trochę czasu minie, Hania taka mała...
Hania dobrze znosi podróże, wystarczy też dobrze zaplanować wyjazd.
Kolczyki- a Nasza P (dziecko kogoś z rodziny) ma kolczyki. A Wasza Hania ma?
...
Nie nie ma.
Dlaczego? Ile Ona już ma? Nasza P ma pół roku...
Fajnie, skoro rodzice tak zadecydowali, to niech ma. My nie chcieliśmy, żeby miała kolczyki, dlaczego mamy ulegać panującej modzie, że ledwo dziecko się urodzi, a już uszy przekłuwają.
Nic nie mam do rodziców, którzy się zdecydowali na szybkie przebicie uszu u swoich pociech, ale nie chce, żeby właśnie Ci rodzice mieli coś do Nas- rodziców, którzy się na to nie zdecydowali. Nie przebiliśmy uszu Hani, ponieważ Ona bardzo często tarmosi uszy, na przykład, kiedy idzie spać. Będzie większa, zacznie rozumieć więcej, to wybierzemy się do kosmetyczki. A na razie nie mamy w planach przekłuwania uszu... Może faktycznie gdyby miała przebite uszy, to by się przyzwyczaiła do kolczyków, ale i tak wolimy z tym poczekać. Z resztą...czy każda dziewczynka musi mieć przebite uszy?
Praca...
Dokuczali mojemu H, że pracować musi w weekendy, w Święta... co na to mój H?
Z uśmiechem na twarzy zapytał ile w miesiącu Nasz przyjaciel ma wolnego... 3 dni.
A wiecie co mój H odpowiedział?! Prawdę... że co drugi dzień ma dwa dni wolnego. To ile w miesiącu mój H ma dla Nas czasu? Bardzo dużo.
A w praca w Święta...jak to się mówi- służba nie drużba. Ktoś musi pracować, żeby inni mogli świętować bezpiecznie. Najważniejsze, że Wigilia była wspólnie spędzona.
Pieniądze... tutaj, to rozkręciła się dyskusja, bo przecież, mój H dostał awans i wiedzie Nam się lepiej... w trakcie rozmowy Nasi przyjaciele nie upilnowali języka i powiedzieli "Wy to jesteście bogaci, tyle H zarabia". Szczęki Nam opadły, wymieniliśmy ukradkiem z H spojrzenie i odpowiedziałam...ależ oczywiście, H zarabia miliony...
Kurcze, dlaczego wszyscy uważają, że mój H zarabia kokosy? Nie mogę tego rozgryźć...
Oszczędności...
Kurcze, my to tyle pieniędzy wydajemy na duperele, a najwięcej na jedzenie.
Ile zapytałam, no tak z 1000 zł, nawet zdarza się, że ponad...
Na Waszą dwójkę? Byłam w szoku...
No tak, a wy ile?
My zdecydowanie mniej...
Jak Wy to robicie?
I tutaj mój H pochwalił moją metodę prowadzenia domowego budżetu. Nie zdradzę więcej, ponieważ szykuje osobny post na to :)
Nasi przyjaciele stwierdzili, że nie mają czasu na takie rzeczy ani chęci...,no cóż, albo się trwoni pieniądze, albo się ich pilnuje. Tak z pieniędzmi jest, że jak ich nie zaczniesz liczyć, to gdzieś uciekną...
Wiecie co, nikomu do portfela nie zaglądamy, nie czepiamy się nikogo, nie naśmiewamy się z ludzi, którzy prowadzą inny tryb życia niż my, którzy mają inne priorytety w życiu.
Dlaczego bliskie Nam osoby, za którymi byliśmy w stanie w ogień wskoczyć, nagle oddalają się od Nas? Co im przeszkadza, że jadem plują?!
Kiedyś mogliśmy rozmawiać o wszystkim, nie było żadnych tajemnic między Nami, a teraz?
Gdy zapytam o zdrowie, to tylko pada krótka odpowiedź- wszystko w porządku, tak nagle po tylu kłopotach zdrowotnych, tylu wizytach u lekarzy, jest wszystko w porządku...
Przecież jak Oni Nam coś powiedzieli, to jak kamień w wodę... wychodziliśmy od nich z mieszkania i nikt nie wiedział o czym rozmawialiśmy... Z resztą z kim mielibyśmy o tym rozmawiać, jak z ich otoczenia nikogo nie znamy...
Nasze relacje nie są takie jak kiedyś...
Nie ufamy już im...
Już nie znają Naszych planów na przyszłość...
A co ja mam im powiedzieć?
Słuchajcie, będziemy mieć swoje cztery kąty niedługo, ale na razie więcej nie powiemy, żeby nie zapeszyć... cieszymy się ogromnie.
Normalnie tak byśmy powiedzieli, ale po ostatnim tekście, że przecież bogaci jesteśmy, to Nas stać, to po co?!
Normalnie, to Oni by się cieszyli razem z Nami.
My się cieszyliśmy, kiedy Oni remontowali swoje 4 kąty. Rozmawialiśmy o ich planach, jak urządzą mieszkanie, jakie kolory wybrali, nawet oferowaliśmy pomoc...
Fakt, dobrze Nam się żyje, nie za bogato, nie za biednie. Pilnujemy swojego budżetu, nie wydajemy pieniędzy na duperele, planujemy zakupy, po to, żeby móc odłożyć pieniążki. Żeby mieć na większy wydatek, czy na jakieś przyjemności.
Na wszystko co mamy ciężko pracujemy.
Na ślub nie wzięliśmy pieniędzy od Naszych rodziców- czasy ciężkie, dlaczego mieliby się zadłużać na dwa dni zabawy dla Nas...
Na Nasze nowe autko również sami zapracowaliśmy.
Oni na wszystko dostali- nie zazdrościmy im tego, mamy inne podejście, według nich im się wszystko należy, a według Nas, trzeba na pewne rzeczy zapracować i jaka satysfakcja jest wtedy, że to co mamy, to tylko dzięki Naszej wytrwałości i ciężkiej pracy.
Fajnie, że rodzice chcą pomóc, ale wolimy, by swoje oszczędności trzymali dla siebie. Nie są w sile wieku, im te pieniądze bardziej się przydadzą, a my jesteśmy młodzi, poradzimy sobie jakoś.
Długo chodził mi po głowie ten temat... ostatnio mam problemy z zasypianiem i co wtedy robię? Myślę... przykro mi, że tak bliskie osoby oddalają się od Nas, nawet nie wiem dlaczego tak się dzieje. Mam tylko pewne przypuszczenia co do tego... zazdrość?
Eh... powiedzieli Nam, że na ślub zaproszenia będą bez dzieci... Jak chcemy, to możemy sobie pokój wynająć w hotelu dwie ulice dalej i Hania będzie z jakąś opiekunką w pokoju, podczas gdy my będziemy się bawić... no cóż, miło, że o Nas pomyśleli...
Tak więc, ten, no... pójdziemy tylko do Kościoła w trójkę, po Mszy złożymy życzenia, damy prezent i pojedziemy do domku...
Mam nadzieję, że wylewając swoje żale, dziś zasnę spokojnie.
Pozdrawiam, Milena.
P.S. Napiszcie co o tym wszystkim sądzicie...
A kto to jest ten przyjaciel?
Przyjaciel, to osoba, której się ufa, na którą można zawsze liczyć...
Do której można zadzwonić w środku nocy z prośbą o podwózkę, czy o rozmowę...
która pocieszy w ciężkich chwilach,
która rozśmieszy, gdy Nam łzy cisną się do oczu,
która wysłucha,
nie będzie oceniać,
która dobrze doradzi...
A czy Ty masz przyjaciela?
A może masz kilku przyjaciół? Takich, którzy byli przy Tobie od niepamiętnych czasów, takich na dobre i na złe...
Dla mnie najlepszym przyjacielem jest mój mąż. Zawsze mogę na Niego liczyć, potrafi słuchać, w chwilach smutku rozśmieszy, a czasem po prostu bez słowa przytuli, czy potrzyma za rękę. I zawsze, ale to zawsze dobrze doradzi :) Słuchajcie, ile to razy ja zrobiłam kilka rzeczy "po swojemu" i źle na tym wyszłam... :)
Przyjaciółmi są też rodzice, którzy zawsze służą radą, czy pomocą, którzy wspierają...
Na kogo mogę jeszcze liczyć?
Na Marlenę i Anię :)
Marlena- wiecznie uśmiechnięta, szczera do bólu i roztrzepana :)
Z Marleną byłyśmy jak siostry. Sąsiadka prawie zza płota, znamy się od ... od zawsze. Nasze mamy się spotykały na ploteczki :) Nasza przyjaźń była wiele razy wystawiana na próbę, ale przetrwała. Gdy zaczęłam studiować i się przeprowadziłam do wielkiego miasta, zawsze miałyśmy kontakt. Nie spotykałyśmy się, ale zawsze pisałyśmy do siebie, albo dzwoniłyśmy, nie za często, ale pamiętałyśmy o sobie nawzajem.
To Marlena pierwsza dowiedziała się o planowanym ślubie, o ciąży...
Ania
Z Anią znamy się od szkoły podstawowej, dzięki Marlenie.
Ania to taka dobra, ciepła osoba. Rozważna, mądra :) i spóźnialska...
Matka Chrzestna Hani.
Nasza przyjaźń nie była wystawiana na próby, tak jak przyjaźń z Marleną. Mimo tego, że Nasze drogi się rozeszły, to zawsze miałyśmy ze sobą kontakt. A gdy zarówno ja jak i Ona wróciłyśmy do swoich domów rodzinnych, to ten kontakt się zdecydowanie polepszył.
Zarówno z jedną, jak i z drugą, gdy się spotkam, to mogłybyśmy przegadać cały dzień. Gdy się spotkamy, to zdarza się i tak, że każda ma tyle do powiedzenia, że się przekrzykujemy :)
Pamiętam jak leżałam na porodówce... zaraz po rozmowie z mężem i rodzicami zadzwoniłam do Nich... jakie One były przerażone :)
Ciotki klotki :)
Mogę liczyć na Agnieszkę...
Agnieszka- skryta dziewczyna, poznana na studiach. Niepozorna, drobna osóbka o wielkim sercu. Mimo, że mieszkamy od siebie daleko, to zawsze znajdziemy czas, by porozmawiać. Mamy nawet swój rytuał, że raz na jakiś czas piszemy do siebie listy :)
Na Olcię...
Ole poznałam na studiach, tak samo, jak Agnieszkę. Dla Niej nie ma rzeczy niemożliwych. Potrafimy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Nie ma tematów na które byśmy nie rozmawiały... :)
Każda z Nas prowadzi swoje życie, ma swoje problemy, pracuje, ma swoją rodzinę. To nie jest tak, że z każdym problemem biegniemy do siebie, wydzwaniamy po nocach. Chociaż, gdyby była potrzeba, to daję sobie rękę uciąć, że w środku nocy przybyłybyśmy sobie z pomocą.
To są osoby, którym ufam, które znają moje plany na przyszłość, które cieszą się z moich sukcesów, które nie podcinają skrzydeł...
A czy One mogą na mnie liczyć? Zawsze!
U Nas wygląda to tak, że po prostu umawiamy się na spotkanie, a potem godzinami opowiadamy, co się w Naszym życiu wydarzyło, co Nas ucieszyło, a co zmartwiło .... Opowiadamy o swoich planach, o tym jak wybrnęliśmy z kłopotów, jak rozwiązałyśmy jakiś problem, ewentualnie doradzamy.
Tych spotkań nie ma za wiele, ale całe szczęście ktoś wymyślił internet i telefony ;)
A którą z Nich jako pierwszą bym poinformowała o ciąży? Wysłałabym jedną i tą samą wiadomość do Nich wszystkich jednocześnie i czekała, która pierwsza zadzwoni :) Hehehe :)
A teraz to co mnie gryzie... PSEUDOprzyjaciele?
Razem z moim H. mamy również wspólnych przyjaciół.... długo się razem znamy.
Znali Nasze plany na przyszłość, odwiedzaliśmy się prawie co weekend.
I co się stało z Naszą przyjaźnią?
Nie wiem.
My się nie zmieniliśmy, nie zmieniły się Nasze priorytety. Najważniejsza jest Hania i to co jest między Nami- miłość. Zawsze służymy pomocą w razie kłopotów. Para Z zawsze mogła na Nas liczyć.
Mój H. zawsze był odważny, zdecydowany. Pokochał mnie całym sercem- z resztą tak jak i ja jego, zawsze miał swoje zdanie. Oświadczył mi się (sam tak zdecydował, nie uległ niczyim namowom), potem zaczęliśmy rozmawiać o ślubie, zdecydowani byliśmy na dziecko, podczas gdy Nasi znajomi...hmm nie wiedzieli czego chcą od życia.
Teraz wszystko kręci się wokół ich ślubu. No i dobrze, też strasznie przeżywałam swój ślub. Mimo, że nie był taki, jaki od dziecka sobie wyobrażałam, nie było białych gołębi i imprezy do rana, sukni z długim welonem też nie było.
Z wiekiem człowiek dojrzewa i zmienia swoje poglądy i coś, czego pragnął wcześniej, z czasem stało się mało istotne.
Nasze relacje zaczęły się psuć już jakiś czas temu.
Oczywiście to my ich częściej odwiedzaliśmy, aż w pewnym momencie mój H powiedział, że po co?!
To, że Oni zapominają o Naszym istnieniu, to świadczyć może o tym, że nie chcą dalej utrzymywać bliskich kontaktów.
Nie będziemy się narzucać...więc tak zrobiliśmy.
Aż w końcu po jakimś czasie to Oni Nas odwiedzili, żaląc się od progu, że mają tak daleko do Nas...H skwitował, że faktycznie, my mamy do nich zdecydowanie bliżej...
Rozmowy się już Nam nie kleją jak kiedyś. H zawsze jakiś temat znajdzie, ale ciężko ogólnie.
My zaczniemy o czymś mówić, ale Oni jakby nie chcieli tematu rozwinąć... chyba, że chodzi o ich ślub, czy pracę, która stała się ostatnio drażliwym tematem...
Stwierdzam nawet, że ostatnio uwielbiają Nam dogryzać...
A my w Święta w domu, w Sylwestra jedziemy na balety do znajomych, a Wy co? A, no tak, gdzie z dzieckiem pójdziecie, a Ty w pracy? A to przekichane...
Sylwester, dzień jak każdy inny... Święta? Spędziliśmy z rodziną, nie narzekamy, Nam się podoba Nasze życie. A podróżowanie autem nie stanowi żadnego problemu zarówno dla Nas, jak i dla Hani...
Kolejny temat.... Nasi przyjaciele wybraliby się na wczasy, do Egiptu, Zakopanego... No my też chcemy się wybrać. Mamy w planach, że jak Hania podrośnie i będziemy mieć własne M, to wybierzemy się do Chorwacji, albo Nowej Zelandii, może odwiedzimy Brata H w Wiedniu...
A to jeszcze trochę czasu minie, Hania taka mała...
Hania dobrze znosi podróże, wystarczy też dobrze zaplanować wyjazd.
Kolczyki- a Nasza P (dziecko kogoś z rodziny) ma kolczyki. A Wasza Hania ma?
...
Nie nie ma.
Dlaczego? Ile Ona już ma? Nasza P ma pół roku...
Fajnie, skoro rodzice tak zadecydowali, to niech ma. My nie chcieliśmy, żeby miała kolczyki, dlaczego mamy ulegać panującej modzie, że ledwo dziecko się urodzi, a już uszy przekłuwają.
Nic nie mam do rodziców, którzy się zdecydowali na szybkie przebicie uszu u swoich pociech, ale nie chce, żeby właśnie Ci rodzice mieli coś do Nas- rodziców, którzy się na to nie zdecydowali. Nie przebiliśmy uszu Hani, ponieważ Ona bardzo często tarmosi uszy, na przykład, kiedy idzie spać. Będzie większa, zacznie rozumieć więcej, to wybierzemy się do kosmetyczki. A na razie nie mamy w planach przekłuwania uszu... Może faktycznie gdyby miała przebite uszy, to by się przyzwyczaiła do kolczyków, ale i tak wolimy z tym poczekać. Z resztą...czy każda dziewczynka musi mieć przebite uszy?
Praca...
Dokuczali mojemu H, że pracować musi w weekendy, w Święta... co na to mój H?
Z uśmiechem na twarzy zapytał ile w miesiącu Nasz przyjaciel ma wolnego... 3 dni.
A wiecie co mój H odpowiedział?! Prawdę... że co drugi dzień ma dwa dni wolnego. To ile w miesiącu mój H ma dla Nas czasu? Bardzo dużo.
A w praca w Święta...jak to się mówi- służba nie drużba. Ktoś musi pracować, żeby inni mogli świętować bezpiecznie. Najważniejsze, że Wigilia była wspólnie spędzona.
Pieniądze... tutaj, to rozkręciła się dyskusja, bo przecież, mój H dostał awans i wiedzie Nam się lepiej... w trakcie rozmowy Nasi przyjaciele nie upilnowali języka i powiedzieli "Wy to jesteście bogaci, tyle H zarabia". Szczęki Nam opadły, wymieniliśmy ukradkiem z H spojrzenie i odpowiedziałam...ależ oczywiście, H zarabia miliony...
Kurcze, dlaczego wszyscy uważają, że mój H zarabia kokosy? Nie mogę tego rozgryźć...
Oszczędności...
Kurcze, my to tyle pieniędzy wydajemy na duperele, a najwięcej na jedzenie.
Ile zapytałam, no tak z 1000 zł, nawet zdarza się, że ponad...
Na Waszą dwójkę? Byłam w szoku...
No tak, a wy ile?
My zdecydowanie mniej...
Jak Wy to robicie?
I tutaj mój H pochwalił moją metodę prowadzenia domowego budżetu. Nie zdradzę więcej, ponieważ szykuje osobny post na to :)
Nasi przyjaciele stwierdzili, że nie mają czasu na takie rzeczy ani chęci...,no cóż, albo się trwoni pieniądze, albo się ich pilnuje. Tak z pieniędzmi jest, że jak ich nie zaczniesz liczyć, to gdzieś uciekną...
Wiecie co, nikomu do portfela nie zaglądamy, nie czepiamy się nikogo, nie naśmiewamy się z ludzi, którzy prowadzą inny tryb życia niż my, którzy mają inne priorytety w życiu.
Dlaczego bliskie Nam osoby, za którymi byliśmy w stanie w ogień wskoczyć, nagle oddalają się od Nas? Co im przeszkadza, że jadem plują?!
Kiedyś mogliśmy rozmawiać o wszystkim, nie było żadnych tajemnic między Nami, a teraz?
Gdy zapytam o zdrowie, to tylko pada krótka odpowiedź- wszystko w porządku, tak nagle po tylu kłopotach zdrowotnych, tylu wizytach u lekarzy, jest wszystko w porządku...
Przecież jak Oni Nam coś powiedzieli, to jak kamień w wodę... wychodziliśmy od nich z mieszkania i nikt nie wiedział o czym rozmawialiśmy... Z resztą z kim mielibyśmy o tym rozmawiać, jak z ich otoczenia nikogo nie znamy...
Nasze relacje nie są takie jak kiedyś...
Nie ufamy już im...
Już nie znają Naszych planów na przyszłość...
A co ja mam im powiedzieć?
Słuchajcie, będziemy mieć swoje cztery kąty niedługo, ale na razie więcej nie powiemy, żeby nie zapeszyć... cieszymy się ogromnie.
Normalnie tak byśmy powiedzieli, ale po ostatnim tekście, że przecież bogaci jesteśmy, to Nas stać, to po co?!
Normalnie, to Oni by się cieszyli razem z Nami.
My się cieszyliśmy, kiedy Oni remontowali swoje 4 kąty. Rozmawialiśmy o ich planach, jak urządzą mieszkanie, jakie kolory wybrali, nawet oferowaliśmy pomoc...
Fakt, dobrze Nam się żyje, nie za bogato, nie za biednie. Pilnujemy swojego budżetu, nie wydajemy pieniędzy na duperele, planujemy zakupy, po to, żeby móc odłożyć pieniążki. Żeby mieć na większy wydatek, czy na jakieś przyjemności.
Na wszystko co mamy ciężko pracujemy.
Na ślub nie wzięliśmy pieniędzy od Naszych rodziców- czasy ciężkie, dlaczego mieliby się zadłużać na dwa dni zabawy dla Nas...
Na Nasze nowe autko również sami zapracowaliśmy.
Oni na wszystko dostali- nie zazdrościmy im tego, mamy inne podejście, według nich im się wszystko należy, a według Nas, trzeba na pewne rzeczy zapracować i jaka satysfakcja jest wtedy, że to co mamy, to tylko dzięki Naszej wytrwałości i ciężkiej pracy.
Fajnie, że rodzice chcą pomóc, ale wolimy, by swoje oszczędności trzymali dla siebie. Nie są w sile wieku, im te pieniądze bardziej się przydadzą, a my jesteśmy młodzi, poradzimy sobie jakoś.
Długo chodził mi po głowie ten temat... ostatnio mam problemy z zasypianiem i co wtedy robię? Myślę... przykro mi, że tak bliskie osoby oddalają się od Nas, nawet nie wiem dlaczego tak się dzieje. Mam tylko pewne przypuszczenia co do tego... zazdrość?
Eh... powiedzieli Nam, że na ślub zaproszenia będą bez dzieci... Jak chcemy, to możemy sobie pokój wynająć w hotelu dwie ulice dalej i Hania będzie z jakąś opiekunką w pokoju, podczas gdy my będziemy się bawić... no cóż, miło, że o Nas pomyśleli...
Tak więc, ten, no... pójdziemy tylko do Kościoła w trójkę, po Mszy złożymy życzenia, damy prezent i pojedziemy do domku...
Mam nadzieję, że wylewając swoje żale, dziś zasnę spokojnie.
Pozdrawiam, Milena.
P.S. Napiszcie co o tym wszystkim sądzicie...
Mój blog jest miejscem przyjaznym i wszelkie przejawy nienawiści, czy wrogiego nastawienia wobec mnie i innych osób komentujących posty będą tłumione w zarodku...
Milenko, tak to juz jest w zyciu, ze czasami drogi sie rozchodza I ja sobie zawsze tlumacze, ze tak ma byc.
OdpowiedzUsuńTak , jak piszesz...przyjazn powinna byc bezinteresowna. Pamietam, ze kiedys powiedzialam mojej ex przyjaciolce, ze wyglada niekorzystnie w sukience , ktora kupila, a ona mnie zjadla,ze przyjaciolka powinna wspierac. No wedlug mnie powinna byc szczera.
Jesli ktos zaprosilby mnie na slub bez dzieci to jestem pewna, ze nie poszlabym w ogole! Co za tupet....
Wstępnie mieliśmy nie iść w ogóle, ale stwierdziliśmy, że ostatecznie pójdziemy tylko do Kościoła, z tego względu, że Pan młody był świadkiem na Naszym ślubie.
Usuńnie wiem od czego zacząć. może od przyjaciół? jestem bardzo skryta i wolę słuchać niż mówić. zresztą aby móc nazwać się moim przyjacielem, trzeba spełnić bardzo dużo warunków. ostatnio złapałam się na tym, że szukam kogoś takiego jak ja. moim największym przyjacielem jest Mąż, dlatego że wysłucha nawet jak nie rozumie moich problemów emocjonalnych. mam dużo znajomych, ale oprócz Męża nikt nie zna mnie do końca.
OdpowiedzUsuńfałszywi przyjaciele hmmm... zacznę od finansów, bo odkąd nabyliśmy rudercie(na kredyt) ktoś kto x lat zaczyna budować się na swojej działce, patrzy na nas jak na milionerów. czekam na Twój wpis, bo wiem po nas że aby dojść do czegoś w życiu należy umiejętnie gospodarzyć kasą bez względu na wysokość wynagrodzenia. nie rozumiem krytyki o sylwestrze, bo skoro taki sposób zabawy Wam się podoba, to Wasza sprawa. przecież nie zmusiliście ich do towarzystwa w ten wieczór. co do ślubu to mój Mąż też sam, mimo bardzo młodego wieku, nabył pierścionek i przez nic i nikogo nieprzymuszany, wręczył go takiej złej kobiecie jaką jestem ja. moim marzeniem było zrobić wesele za własne pieniądze i to nam się udało. od Rodziców ogólnie dostajemy dużo, ale przyznam że mam problem z braniem rzeczy tych materialnych. dziwna jestem, bo chcę dojść do czegoś własną pracą. cieszę się że dzięki Rodzicom jest mi łatwiej. Ątusia ma 2,5 roku i też bez kolczyków chodzi. nie widzę problemu, aby dziecię w dziurki przyozdobić, ale jak sama będzie chciała. przecież nie każda dziewczynka musi chcieć mieć przebite uszy. znam osobiście takie przypadki. Żabka interesuje się bardzo tym, co ja w uszach noszę, ale jeszcze nie przyszedł na nią czas. 1000 zł na jedzenie? to bardzo dużo muszą jeść
Wpis o oszczędnościach się już pisze :) Jak tylko go dopracuje, to go upublicznię :)
Usuń1000 zł na jedzenie...wyobrażasz sobie moją minę? Ja rozumiem, gdyby Oni jeszcze byli przy kości, a Oni są normalnej budowy. Normalnie za 1000 zł to można wyżywić dużą rodzinę...
Wiesz, co Milenko, takie pseudo przyjaznie sa bardzo przykre. Czlowiek mysli, ze faktycznie z kims sie zaprzyjaznil, a tu jakies porownania, dogadywania i malostkowe problemy. Nie znosze, gdy porownuje sie dzieci- to sprawa rodzicow, kiedy pozwola corce na kolczyki i jakies takie "ale nasz juz ma" jest dla mnie po prostu smieszne. Kazdy rodzic sadzi wedlug siebie. To logiczne, ze z malym dzieckiem zycie towarzyskie jest nieco ograniczone, lecz czy przez to jest gorsze? Wcale nie i nie trzeba mowic z jakims politowaniem, ze musieliscie przesiedziec Sylwestra w domu. To Wasza sprawa i nie ma w tym nic zlego.
OdpowiedzUsuńJa w zyciu sie zawiodlam na wielu osobach, ktore jawily sie jako moi przyjaciele. Dlatego uwazam, ze tych prawdziwych nie ma duzo. A jesli sa- nie oceniaja nas, nie krytykuja, tylko przyjmuja nas takimi, jakimi jestesmy, bez tej zenujacej satysfakcji - bo my mamy lepiej. Zasmucil mnie Twoj post, bo widze wiele analogii do niektorych moich znajomych. Moj wyjazd do Italii spowodowal jednak, ze zweryfikowalam jeszcze bardziej pojecie przyjazni, gdyz wiekszosc zwyczajnie o mnie zapomniala.
Nie przejmuj sie tymi opiniami, bo mimo ze nie znam Cie prywatnie, to i tak stwierdzam, ze swietna babka z Ciebie i masz wspaniala rodzine. Nie daj sie przygnebic innym!
Dziękuję :*
UsuńDla mnie i tak najważniejsza jest moja rodzina, ale czuję rozczarowanie co do Naszych znajomych...
Mam dwoje przyjaciół. Przyjaciółkę od 7 lat, taką, której faktycznie można wszystko powiedzieć, chociaż teraz przyjaźnimy się praktycznie tylko na odległość od czasu, kiedy przeprowadzili się z mężem. Przyjaciela można powiedzieć odziedziczyłam po mężu; przyjaźnili się od podstawówki. Jest cudownym facetem, na którego można zawsze, w nocy, o północy liczyć.
OdpowiedzUsuńTo tak samo i ja odziedziczyłam Pana Z i jego narzeczoną. Tyle czasu się trzymaliśmy razem i teraz tak przykro, odwrócili się od Nas i nawet nie wiemy czemu. Mojego męża to nie rusza, uważa, że tak już z niektórymi ludźmi jest, chociaż nie sądził, że z Naszymi znajomymi tak będzie. Ja czuję rozczarowanie, ponieważ sądziłam, że są w porządku.
Usuń"Mój blog jest miejscem przyjaźni......." - ale mi się to podobało!
OdpowiedzUsuńMilenko, no tak to już życiu jest. To cudowne, że masz prawdziwych przyjaciól i na tym należy się skupić. Jeśli są tacy, którzy nie są warci Twojej przyjaźni, nie warto zaprzątać sobie nimi glowy. Po prostu. Wiem, że to przykre, ale lepiej miec mniej i prawdziwych.
Co do zaproszenia..... Tak mi się pomyslalo, że jak bedziesz w stanie blogoslawionym, to chcąc nie chcąc przyjdziesz z dzieckiem :P Spytaj wtedy przed wejściem, czy możesz wejść :D
A tak na serio.... co o tym myślę. To ich ślub... Pewnie też się nad tym długo zastanawiali, zanim podjeli taka decyzje, bo ludzie roznie reaguja na to. No ale mają do tego prawo organizowac sobie slub jak chcą. Ja bylam na takim jednym weselu, gdzie tez bylo powiedziane, ze bez dzieci. To male przyjecie bylo, moze dlatego. Kto mial sie dostosowac to sie dostosowal, bylo normalnie :)
Temat rzeka dla mnie idealnie tu się sprawdza co ma wisieć nie utonie, a dwa mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach zazdrość wygrywa nad przyjaźnią niestety szkoda :(
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i zrobiło mi się smutno bo niesety też mamy takich "przyjaciół" z którymi kiedyś było idealnie a teraz no cóż... każdy ma swoje życie i za nic nie możemy się dogadać. Sdzkoda bardzo że tak się dzieje, ale chyba taka jest kolej rzeczy, ludzie się zmieniają, nic na to nie poradzimy. Ale z tym ślubem bez dzieci - dziwne, też bym nie poszła.
OdpowiedzUsuńNiestety smutno przyznać,ale odkąd pojawiło się dziecko część przyjaciół straciło z nami kontakt ( widocznie nie pasowaliśmy już do ich schematu życia) a Ci co zostali( Ci co najczęściej mieli swoje już dzieci) to zaczęli porównywać wszystko i kontakt też zaczął być bardzo nikły... Moja najlepsza przyjaciółka zmieniła się nie do poznania w momencie kiedy powiedziałam jej, że jestem w ciązy... Ona była wtedy w czwartym miesiącu, po dość długim staraniu się o dzidziusia. Zadzwoniłam do niej i niestety nie było takiej reakcji jaka była jak ona mi powiedziała o swoim dziecku... Domyślam się, że pewnie wkurzyło ją to, że u nas poszło to dość szybko w porównaniu ile czasu ona musiała czekać na upragnione dwie kreski, ale jednak to bardzo mnie zabolało... Później było coraz dziwniej, coraz gorzej między nami i nagle z najlepszej przyjaciółki nie wiele zostało... Wtedy... Wtedy kiedy najbardziej powinnyśmy się wspierać mając te same dolegliwości, obawy itd. Minął rok trochę się polepszyło między nami, ale i tak to nie to samo... Jak tylko u nas lepiej się dzieje to widzę, że aż kipi zamiast cieszyć się razem z nami jak prawdziwy przyjaciel... Nawet jak pwiedziałam jej o blogu, że zaczełam prowadzić z koleżanką (liczącpo cichu, że może jakoś pozytywnie skomentuje) powiedziała "spoko" i nie nawiązała już więcej rozmowy na ten temat... Także w życiu prawdziwych przyjaciół można na jednej ręcę policzyć... Niestety... Ale teraz odkąd poznałąm Sylwię i razem prowadzimy bloga o naszych córach mój głód bliskiej psiapsióły jest zaspokojony ;)
OdpowiedzUsuń