Dobro, które mnie spotkało...
Właśnie jestem po przeczytaniu posta u Mamy Kluseczki, Hania śpi, H dziś ma służbę... po cichu słucham ulubionej piosenki i mam wrażenie, że czas się zatrzymał. A co ja robię? Myślę... Myślę o tym, co mnie dobrego w życiu spotkało.
Zanim przeczytacie ten post, proszę Was o jedną rzecz...
Przyciszcie głośniki, lub załóżcie słuchawki i zróbcie KLIK, teraz możecie wziąć się za czytanie :)
Dobre myśli, wspomnienia, dobre rzeczy, które mnie spotkały...
1. Pierwsze co mi się nasuwa to moja rodzina. Rodzice, bracia...cały ten czas, kiedy wspólnie razem spędzaliśmy, coś robiliśmy razem, kiedy zasiadaliśmy do wspólnego stołu. Nasze relacje...pomimo tego, że między mną a braćmi jest 14 lat różnicy, to każdy z Nas skoczyłby za sobą w ogień. Rodzice, którzy nie palili, nie pili, którzy się o Nas troszczyli... którzy Nasze dobro przekładali ponad wszystko. Nie mamy wpływu na to jaką rodzinę posiadamy. Ja jestem szczęśliwa, że urodziłam się w kochającej rodzince, w mojej rodzince.
2. Wszystkie zabawne sytuacje, których byłam świadkiem. Przypomnę sobie którąś z nich i sama do siebie się śmieję pod nosem.
3. Zdana matura... jak przypomnę sobie, kiedy wróciłam z egzaminu ustnego j.polskiego i powiedziałam rodzicom, że zdałam na 100%..ich łzy w oczach, rumieńce na policzkach z ekscytacji, z radości, ich uśmiech... i te ciepłe uściski, całusy w czoło. Widziałam, jak bardzo byli ze mnie dumni... każda kolejna informacja o moich wynikach z matury czy egzaminu zawodowego, to już było spokojne przyjęcie do wiadomości, tak, jakby wiedzieli, że to oczywiste, że sobie z wszystkim poradziłam. I ta ich pewność w słowach, "No kto miałby sobie lepiej poradzić od Ciebie" :)
4. Hubert- mój najukochańszy. Chyba sobie go wymodliłam :) Pamiętam pierwsze Nasze spotkanie (właśnie się uśmiecham). To jak się poznaliśmy to długa historia. A w skrócie... Poznała Nas Nasza wspólna koleżanka. mieliśmy się spotkać z nią i jej chłopakiem wszyscy razem i spotkać pod jedną z popularniejszych w okolicy dyskotece. Oczywiście Ona się źle się poczuła, a jej chłopak nie dostał auta od rodziców...tak więc...podała Nam swoje numery telefonów i mieliśmy się sami poznać. Pomyślałam czemu nie, skoro i tak będę tam...
I spotkaliśmy... On mnie już widział, ja jego nie (koleżanka pokazywała mnie na NK, żeby wiedział kogo szukać). Pamiętam jakby to było wczoraj... stoi przede mną chłopak, średniego wzrostu, patrzy na mnie, ja na niego i On nagle się uśmiecha... a ja zaczarowana... pierwszy raz poczułam co to motyle w brzuchu. Jego uśmiech taki piękny, czarujący, zahipnotyzowana, wpatrzona w tego chłopaka jak w obrazek, uśmiecham się nieśmiało i ja...aż tu nagle...wibracja w kieszeni. Patrzę, dzwoni telefon- Hubert. Nagle się obudziłam, rozglądam się gdzie On jest (umówiliśmy się, że zadzwoni gdy mnie znajdzie). Rozglądam się więc po części niezadowolona, bo przecież chciałam trwać w tym uroku... rozejrzałam się po sali wypełnionej ludźmi...nie ma go. Trudno, patrzę na mojego uroczego chłoptasia- uff stoi-pomyślałam. Uśmiecha się... i pokazuje telefon. Patrzę na mój, dalej dzwoni Hubert, patrze na Niego On podchodzi... "Hej, chyba mieliśmy się dziś poznać. Hubert."
Słuchajcie, nogi mi się ugięły, uśmiech z twarzy nie schodził, myślałam, że będę fruwać po tej sali ze szczęścia. Od tamtego spotkania nie mogłam przestać o Nim myśleć i jak się okazało On miał tak samo :) Potem kilka spotkań na neutralnym gruncie, rozmów, potem randki i w końcu pierwszy pocałunek, potem wyznanie miłości, a jeszcze potem przedstawienie rodzicom...
H uszczęśliwia mnie każdego dnia, przy Nim nie można się nudzić. Jest uroczy, jego uśmiech, dotyk nadal powodują, że motyle w brzuchu się budzą i nie dają spokoju. Jego pocałunki powodują ciarki na ciele... Kocham go i cieszę się, że udało Nam się odnaleźć w tym ogromnym świecie.
5. Ślub. nie było ślubu kościelnego z hucznym weselem. Była skromna uroczystość w Urzędzie stanu Cywilnego w gronie najbliższych. Te emocje...radość i jednocześnie strach. Pamiętam, jak dziś. Byłam już uczesana, umalowana, do ślubu została godzina... nagle z tych emocji moja mama się źle poczuła- serce. Musiała wziąć leki i jej przeszło, ale ile to strachu było... ukryłam się w pokoju, płakałam... było mi przykro, że w tak ważnym dniu, nie będzie przy mnie mamy. Ważniejsze było, żeby została w domu z bratem, znowu by się wzruszyła i mogłoby być groźnie podczas uroczystości. Ja to wszystko wiedziałam, ale mimo to... było mi przykro. Przyszedł Hubert. Nie musiałam mu mówić nic- On wiedział. przytulił i powiedział, że przecież dobrze wiem, ze mama musi zostać w domu dla jej dobra. Powiedział, że czas się ubrać i jechać do Urzędu. Popłakałam się jeszcze bardziej, bo przecież makijaż rozmazałam, a On do mnie, że wyglądam pięknie bez Niego, że mam wziąć kilka oddechów głębokich i zdjąć szlafrok, ubrać sukienkę. Że za 1,5 godziny będziemy już małżeństwem....
Pamiętam Naszą ceremonię... kiedy On mówił słowa przysięgi nie mogłam powstrzymać łez.Ukradkiem zerkałam na Niego co chwila, a kiedy ja mówiłam, znów byłam zauroczona w jego uśmiechu, jak wtedy, pierwszy raz...
6. (chyba) Niedziela, godzina 5 rano... Pobudka, pijacki spacer do toalety (nie do końca byłam przebudzona), test... Dwie kreski. Radość i łzy szczęścia. Udało się :)
7. Łzy szczęścia mojej mamy i radość taty na wieści o mojej ciąży. Nie zapomnę ich wyrazu twarzy. Utkwił mi w pamięci. Wyraz całkiem inny niż te wszystkie pozostałe, niż ten przy wynikach matur, czy przy zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Wyraz mówiący sam za siebie. Ja ta malutka, drobniutka, najukochańsza córeczka stałam się kobietą, a niedługo już matką. Jak to tatko powiedział "jeszcze nie dawno byłaś taka mała, biegałaś po domu, a niedługo Twoje maleństwo będzie biegać po domu, jak ja kiedyś". Miny braci- bezcenne. Byli w głębokim szoku ale i jednocześnie szczęśliwi razem z Nami. Przestali mnie już traktować jak młodszą siostrę, którą trzeba chronić przed całym złem tego świata, jestem już dorosłą kobietą, matką i teraz to Oni są sojusznikami w obronie Naszego małego cudu.
8. Hania- jej narodziny. 31.10.2014
Wszystko co działo się tego dnia mogę Wam opisać co do minuty... :)
Hania, owoc mojej i Huberta miłości. Idealna, niepowtarzalna, najpiękniejsza, najcudowniejsza, Nasz bezcenny skarb i promyczek słońca, który rozpogadza wszystkie ponure dni.
Wspaniała!
KOCHAM!
9. i 10. myśl... hmm, czekają. Mam nadzieję, że niebawem je uzupełnię. Gdy tak się stanie, dam Wam znać :)
Tak szczerze, to wiele rzeczy dobrych mi się przytrafiło. Te, które najbardziej utkwiły w mej pamięci już znacie, a kolejne czekają... :)
Mam nadzieję, że dzięki dzisiejszemu wpisowi, troszkę bardziej mnie poznaliście :)
Podobała się piosenka? Jejku, ostatnio wciąż siedzi mi Ona w głowie :)
Pozdrawiam, Milena :)
A na koniec, zdjęcie... ze ślubu :)
Zanim przeczytacie ten post, proszę Was o jedną rzecz...
Przyciszcie głośniki, lub załóżcie słuchawki i zróbcie KLIK, teraz możecie wziąć się za czytanie :)
Dobre myśli, wspomnienia, dobre rzeczy, które mnie spotkały...
1. Pierwsze co mi się nasuwa to moja rodzina. Rodzice, bracia...cały ten czas, kiedy wspólnie razem spędzaliśmy, coś robiliśmy razem, kiedy zasiadaliśmy do wspólnego stołu. Nasze relacje...pomimo tego, że między mną a braćmi jest 14 lat różnicy, to każdy z Nas skoczyłby za sobą w ogień. Rodzice, którzy nie palili, nie pili, którzy się o Nas troszczyli... którzy Nasze dobro przekładali ponad wszystko. Nie mamy wpływu na to jaką rodzinę posiadamy. Ja jestem szczęśliwa, że urodziłam się w kochającej rodzince, w mojej rodzince.
2. Wszystkie zabawne sytuacje, których byłam świadkiem. Przypomnę sobie którąś z nich i sama do siebie się śmieję pod nosem.
3. Zdana matura... jak przypomnę sobie, kiedy wróciłam z egzaminu ustnego j.polskiego i powiedziałam rodzicom, że zdałam na 100%..ich łzy w oczach, rumieńce na policzkach z ekscytacji, z radości, ich uśmiech... i te ciepłe uściski, całusy w czoło. Widziałam, jak bardzo byli ze mnie dumni... każda kolejna informacja o moich wynikach z matury czy egzaminu zawodowego, to już było spokojne przyjęcie do wiadomości, tak, jakby wiedzieli, że to oczywiste, że sobie z wszystkim poradziłam. I ta ich pewność w słowach, "No kto miałby sobie lepiej poradzić od Ciebie" :)
4. Hubert- mój najukochańszy. Chyba sobie go wymodliłam :) Pamiętam pierwsze Nasze spotkanie (właśnie się uśmiecham). To jak się poznaliśmy to długa historia. A w skrócie... Poznała Nas Nasza wspólna koleżanka. mieliśmy się spotkać z nią i jej chłopakiem wszyscy razem i spotkać pod jedną z popularniejszych w okolicy dyskotece. Oczywiście Ona się źle się poczuła, a jej chłopak nie dostał auta od rodziców...tak więc...podała Nam swoje numery telefonów i mieliśmy się sami poznać. Pomyślałam czemu nie, skoro i tak będę tam...
I spotkaliśmy... On mnie już widział, ja jego nie (koleżanka pokazywała mnie na NK, żeby wiedział kogo szukać). Pamiętam jakby to było wczoraj... stoi przede mną chłopak, średniego wzrostu, patrzy na mnie, ja na niego i On nagle się uśmiecha... a ja zaczarowana... pierwszy raz poczułam co to motyle w brzuchu. Jego uśmiech taki piękny, czarujący, zahipnotyzowana, wpatrzona w tego chłopaka jak w obrazek, uśmiecham się nieśmiało i ja...aż tu nagle...wibracja w kieszeni. Patrzę, dzwoni telefon- Hubert. Nagle się obudziłam, rozglądam się gdzie On jest (umówiliśmy się, że zadzwoni gdy mnie znajdzie). Rozglądam się więc po części niezadowolona, bo przecież chciałam trwać w tym uroku... rozejrzałam się po sali wypełnionej ludźmi...nie ma go. Trudno, patrzę na mojego uroczego chłoptasia- uff stoi-pomyślałam. Uśmiecha się... i pokazuje telefon. Patrzę na mój, dalej dzwoni Hubert, patrze na Niego On podchodzi... "Hej, chyba mieliśmy się dziś poznać. Hubert."
Słuchajcie, nogi mi się ugięły, uśmiech z twarzy nie schodził, myślałam, że będę fruwać po tej sali ze szczęścia. Od tamtego spotkania nie mogłam przestać o Nim myśleć i jak się okazało On miał tak samo :) Potem kilka spotkań na neutralnym gruncie, rozmów, potem randki i w końcu pierwszy pocałunek, potem wyznanie miłości, a jeszcze potem przedstawienie rodzicom...
H uszczęśliwia mnie każdego dnia, przy Nim nie można się nudzić. Jest uroczy, jego uśmiech, dotyk nadal powodują, że motyle w brzuchu się budzą i nie dają spokoju. Jego pocałunki powodują ciarki na ciele... Kocham go i cieszę się, że udało Nam się odnaleźć w tym ogromnym świecie.
5. Ślub. nie było ślubu kościelnego z hucznym weselem. Była skromna uroczystość w Urzędzie stanu Cywilnego w gronie najbliższych. Te emocje...radość i jednocześnie strach. Pamiętam, jak dziś. Byłam już uczesana, umalowana, do ślubu została godzina... nagle z tych emocji moja mama się źle poczuła- serce. Musiała wziąć leki i jej przeszło, ale ile to strachu było... ukryłam się w pokoju, płakałam... było mi przykro, że w tak ważnym dniu, nie będzie przy mnie mamy. Ważniejsze było, żeby została w domu z bratem, znowu by się wzruszyła i mogłoby być groźnie podczas uroczystości. Ja to wszystko wiedziałam, ale mimo to... było mi przykro. Przyszedł Hubert. Nie musiałam mu mówić nic- On wiedział. przytulił i powiedział, że przecież dobrze wiem, ze mama musi zostać w domu dla jej dobra. Powiedział, że czas się ubrać i jechać do Urzędu. Popłakałam się jeszcze bardziej, bo przecież makijaż rozmazałam, a On do mnie, że wyglądam pięknie bez Niego, że mam wziąć kilka oddechów głębokich i zdjąć szlafrok, ubrać sukienkę. Że za 1,5 godziny będziemy już małżeństwem....
Pamiętam Naszą ceremonię... kiedy On mówił słowa przysięgi nie mogłam powstrzymać łez.Ukradkiem zerkałam na Niego co chwila, a kiedy ja mówiłam, znów byłam zauroczona w jego uśmiechu, jak wtedy, pierwszy raz...
6. (chyba) Niedziela, godzina 5 rano... Pobudka, pijacki spacer do toalety (nie do końca byłam przebudzona), test... Dwie kreski. Radość i łzy szczęścia. Udało się :)
7. Łzy szczęścia mojej mamy i radość taty na wieści o mojej ciąży. Nie zapomnę ich wyrazu twarzy. Utkwił mi w pamięci. Wyraz całkiem inny niż te wszystkie pozostałe, niż ten przy wynikach matur, czy przy zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Wyraz mówiący sam za siebie. Ja ta malutka, drobniutka, najukochańsza córeczka stałam się kobietą, a niedługo już matką. Jak to tatko powiedział "jeszcze nie dawno byłaś taka mała, biegałaś po domu, a niedługo Twoje maleństwo będzie biegać po domu, jak ja kiedyś". Miny braci- bezcenne. Byli w głębokim szoku ale i jednocześnie szczęśliwi razem z Nami. Przestali mnie już traktować jak młodszą siostrę, którą trzeba chronić przed całym złem tego świata, jestem już dorosłą kobietą, matką i teraz to Oni są sojusznikami w obronie Naszego małego cudu.
8. Hania- jej narodziny. 31.10.2014
Wszystko co działo się tego dnia mogę Wam opisać co do minuty... :)
Hania, owoc mojej i Huberta miłości. Idealna, niepowtarzalna, najpiękniejsza, najcudowniejsza, Nasz bezcenny skarb i promyczek słońca, który rozpogadza wszystkie ponure dni.
Wspaniała!
KOCHAM!
9. i 10. myśl... hmm, czekają. Mam nadzieję, że niebawem je uzupełnię. Gdy tak się stanie, dam Wam znać :)
Tak szczerze, to wiele rzeczy dobrych mi się przytrafiło. Te, które najbardziej utkwiły w mej pamięci już znacie, a kolejne czekają... :)
Mam nadzieję, że dzięki dzisiejszemu wpisowi, troszkę bardziej mnie poznaliście :)
Podobała się piosenka? Jejku, ostatnio wciąż siedzi mi Ona w głowie :)
Pozdrawiam, Milena :)
A na koniec, zdjęcie... ze ślubu :)
Piękny wpis. Widać, że Twój Hubert (fantastyczne imię) to Twoja połówka. Piękny opis zakochania, jesteście cudowni!
OdpowiedzUsuń:)
UsuńWspaniałe :) Bardzo przyjemnie się to czyta :)) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że podoba się wpis :)
UsuńPiękny zestaw myśli. I to 10, otwierające furtkę na przyszłość... :). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńkolejne jeszcze czekają :)
UsuńCzłowiek zawsze rozmyśla ile to zła mu się przytrafia, a może własnie tak powinien pomyśleć o dobrych rzeczach tak jak teraz ty zrobiłaś :)
OdpowiedzUsuńNarzekanie i użalanie się przychodzi łatwiej, przypomnienie sobie całego dobra, które Nas spotkało jest trudniejsze, ale zdecydowanie więcej radości daje :)
UsuńJejku, I jak tu nie wierzyc w przeznaczenie? Swietne te spotkanie z twoim przyszlym Mezem. A Hania w Halloween sie urodzila :) moj Mikus mial termin na 28 pazdz, ale wolal wyjsc wczesniej ;) swietne wspomnienia...
OdpowiedzUsuńP.S przykro mi sie zrobilo jak czytalam o twojej Mamie, ale zartow z sercem nie ma... :(
Dokładnie, z sercem żartów nie ma.
UsuńHania miała termin na 27 października, a lekarz już od 19.10 kazał się spakować, ponieważ pojawiło się rozwarcie. Wszystkie dzieci w rodzinie zazdroszczą Hani, że w tak fajnym dniu się urodziła :)
A Mikuś najwyraźniej wolał być z mamą z drugiej strony brzuszka :)
Pięknie :)
OdpowiedzUsuńI znów piękny wpis :) U mamy Kluseczki czytałam i myślałam nad moimi dobrymi chwilami, u Ciebie znów to samo i się śmieję do monitora :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńKiedy śmieję się do monitora,to największy ubaw ze mnie ma mój mąż :D
Bardzo wzruszający wpis, zwłaszcza punkt, w którym opisałaś poznanie Twojego Huberta i narodziny Hani. Dobrze, że Myster Pi raczej tego wpisu nie przeczyta, bo później na bank by mi głowę smęcił, jak to wszystkie dziewczyny ładnie opisują ich miłości, a ja szast prast i koniec;).
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZ tym pisaniem o miłości jest różnie... jedni wolą się rozpisywać, inni ująć wszystko w kilku słowach :) twój opis miłości był bardzo rzeczowy i takie szast prast mimo małej ilości znaków, dużo mówił :)
Pięknie i wzruszająco! A ja myślę ciągle o moich dobrych chwilach i próbuję je przelać na klawiaturę... ale dużo tego!
OdpowiedzUsuńTo dobrze :)
UsuńCzekam na Twój wpis :)