Rozterki mamy ...
Kiedy zdałam maturę, wiedziałam, że chcę pracować z dziećmi.
Pomagać im odkrywać świat na różne sposoby, zdobywać doświadczenie i uczyć życia w społeczeństwie.
Gdy po studiach udało mi się znaleźć pracę w szkole, jako wychowawca- byłam szczęśliwa.
Zaś gdy zaszłam w ciążę, a potem urodziłam dziecko, miałam wątpliwości.
Czy aby na pewno chcę wrócić do szkoły?
Praca nauczyciela, to bardzo wdzięczna praca, ale też trudna.
Chyba tylko nauczyciel zrozumie moje rozterki...
Nie wyobrażałam sobie powrotu do Społecznej Szkoły... Zwłaszcza, że należę do osób, które bardzo przejmują się swoją pracą.
Pamiętam jak wracałam do domu przygnębiona, bo wiedziałam, że jakieś dziecko ma problemy z nauką i brak wsparcia w domu, przeżywałam, gdy słyszałam różne przykre historie...
Pamiętam, jak późno wracałam do domu, jak czas po pracy i weekendy miałam zawalone dokumentami, planami na przygotowanie materiałów dydaktycznych, nauką i studiami.
Pamiętam, jak zostawało mi kilka godzin dla siebie i męża.
I gdy urodziłam i pomyślałam o powrocie, bałam się...
Bałam się poświęcać rodzinę na rzecz pracy.
Bałam się, że to dziadkowie będą wychowywać moje dziecko, rozpieszczać ... (nie mam nic przeciwko temu - pogodziłam się, że przecież dziadkowie są od rozpieszczania, ale przecież wiadomo, że wszystko powinno być w granicach rozsądku ) ;)
Bałam się, że nie dam rady, że prędzej, czy później poczuję, że się zmuszam, robię wbrew sobie i że praca nie daje mi radości, satysfakcji...
Na szczęście, wspólnie z mężem postanowiliśmy, że zostaję w domu. Z Hanią.
Dlaczego na szczęście?
Dlatego, że bycie kurą domową sprawiało mi radość.
Zapach wypieczonego chleba, wspólne rytuały w ciągu dnia, spacery, te wszystkie obowiązki...
Fakt, że nie siedziałam na tyłku przed Tv, czasem byłam zmęczona, brakowało mi czasu, ale wszystko to sprawiało mi radość, nie czułam się za bardzo obciążona, pomimo licznych obowiązków. I chociaż zdarzały się ciężkie chwile, kiedy chciałam iść po prostu położyć się w ciągu dnia, czy uciec jak najdalej, to i tak lubiłam być panią domu i móc zaplanować każdy dzień i spędzić z Hanią...
Dużo też myślałam.
Myślałam, co będę robić... zastanawiałam się, czy chcę wrócić do pracy, czy poradzę sobie, czy Hania sobie poradzi... każdego dnia o tym myślałam.
Aż nadszedł dzień, kiedy dostałam propozycję pracy w nowym miejscu, na innym stanowisku- za biurkiem.
Stwierdziłam, czemu nie. Może okaże się, że to właśnie ta praca będzie dla mnie.
Przecież w życiu trzeba próbować różnych rzeczy, by wiedzieć, która będzie właściwa.
Bałam się. Nie tyle tego, co mnie czekało za biurkiem, a tego, czy dam radę wytrzymać rozłąkę z córką.
Los chciał, że akurat, gdy zostałam zatrudniona, mąż przebywał wciąż na urlopie. Zajmował się Hanią, a gdy wrócił do pracy, opiekę sprawowali dziadkowie.
Pierwszy dzień był normalny. Hania nie zauważyła mojej nieobecności, nie płakała za mną, była grzeczna, ale ... każdy kolejny dzień był cięższy.
Mam wrażenie, że Hania ma jakiś czujnik i gdy tylko wychodzę do pracy, Ona od razu się budzi.
Te momenty są ciężkie. Po milion razy potrafi dać buzi, pokazać pa pa, po czym znów podbiec i przykleić się do nogi, czasem rozpaczliwie krzycząc nie, mama oć, albo przytulić się i pokazać jak mnie mocno kocha.
W takich momentach pojawiają się łzy, które ciężko uchronić przed upadkiem, pojawia się gula w gardle, ściskanie w żołądku i myśl "a w cholerę z tą robotą".
Jadę autem do pracy, z wyrzutami sumienia i myślę, a może jeszcze odpuścić. Przecież nie ta praca, to inna, zdążę się przekonać, co pragnę w życiu robić...
Siadam za biurkiem i potem nawet nie wiem, kiedy dzień w pracy mija.
Wracam do domu, wchodzę i słyszę już tupot małych stópek z głośnym okrzykiem mama, mama...
Kucam, a Hania rzuca się prosto w ramiona i nie puszcza.
Ściska malutkie ramionka na mojej szyi i nie puszcza. Po chwili łapie obiema rączkami za moją twarz i daje buziaka z głośnym mua.
I znów pojawiają się łzy...
Wątpliwości...
Strach przed kolejną rozłąką ...
Pomagać im odkrywać świat na różne sposoby, zdobywać doświadczenie i uczyć życia w społeczeństwie.
Gdy po studiach udało mi się znaleźć pracę w szkole, jako wychowawca- byłam szczęśliwa.
Zaś gdy zaszłam w ciążę, a potem urodziłam dziecko, miałam wątpliwości.
Czy aby na pewno chcę wrócić do szkoły?
Praca nauczyciela, to bardzo wdzięczna praca, ale też trudna.
Chyba tylko nauczyciel zrozumie moje rozterki...
Nie wyobrażałam sobie powrotu do Społecznej Szkoły... Zwłaszcza, że należę do osób, które bardzo przejmują się swoją pracą.
Pamiętam jak wracałam do domu przygnębiona, bo wiedziałam, że jakieś dziecko ma problemy z nauką i brak wsparcia w domu, przeżywałam, gdy słyszałam różne przykre historie...
Pamiętam, jak późno wracałam do domu, jak czas po pracy i weekendy miałam zawalone dokumentami, planami na przygotowanie materiałów dydaktycznych, nauką i studiami.
Pamiętam, jak zostawało mi kilka godzin dla siebie i męża.
I gdy urodziłam i pomyślałam o powrocie, bałam się...
Bałam się poświęcać rodzinę na rzecz pracy.
Bałam się, że to dziadkowie będą wychowywać moje dziecko, rozpieszczać ... (nie mam nic przeciwko temu - pogodziłam się, że przecież dziadkowie są od rozpieszczania, ale przecież wiadomo, że wszystko powinno być w granicach rozsądku ) ;)
Bałam się, że nie dam rady, że prędzej, czy później poczuję, że się zmuszam, robię wbrew sobie i że praca nie daje mi radości, satysfakcji...
Na szczęście, wspólnie z mężem postanowiliśmy, że zostaję w domu. Z Hanią.
Dlaczego na szczęście?
Dlatego, że bycie kurą domową sprawiało mi radość.
Zapach wypieczonego chleba, wspólne rytuały w ciągu dnia, spacery, te wszystkie obowiązki...
Fakt, że nie siedziałam na tyłku przed Tv, czasem byłam zmęczona, brakowało mi czasu, ale wszystko to sprawiało mi radość, nie czułam się za bardzo obciążona, pomimo licznych obowiązków. I chociaż zdarzały się ciężkie chwile, kiedy chciałam iść po prostu położyć się w ciągu dnia, czy uciec jak najdalej, to i tak lubiłam być panią domu i móc zaplanować każdy dzień i spędzić z Hanią...
Dużo też myślałam.
Myślałam, co będę robić... zastanawiałam się, czy chcę wrócić do pracy, czy poradzę sobie, czy Hania sobie poradzi... każdego dnia o tym myślałam.
Aż nadszedł dzień, kiedy dostałam propozycję pracy w nowym miejscu, na innym stanowisku- za biurkiem.
Stwierdziłam, czemu nie. Może okaże się, że to właśnie ta praca będzie dla mnie.
Przecież w życiu trzeba próbować różnych rzeczy, by wiedzieć, która będzie właściwa.
Bałam się. Nie tyle tego, co mnie czekało za biurkiem, a tego, czy dam radę wytrzymać rozłąkę z córką.
Los chciał, że akurat, gdy zostałam zatrudniona, mąż przebywał wciąż na urlopie. Zajmował się Hanią, a gdy wrócił do pracy, opiekę sprawowali dziadkowie.
Pierwszy dzień był normalny. Hania nie zauważyła mojej nieobecności, nie płakała za mną, była grzeczna, ale ... każdy kolejny dzień był cięższy.
Mam wrażenie, że Hania ma jakiś czujnik i gdy tylko wychodzę do pracy, Ona od razu się budzi.
Te momenty są ciężkie. Po milion razy potrafi dać buzi, pokazać pa pa, po czym znów podbiec i przykleić się do nogi, czasem rozpaczliwie krzycząc nie, mama oć, albo przytulić się i pokazać jak mnie mocno kocha.
W takich momentach pojawiają się łzy, które ciężko uchronić przed upadkiem, pojawia się gula w gardle, ściskanie w żołądku i myśl "a w cholerę z tą robotą".
Jadę autem do pracy, z wyrzutami sumienia i myślę, a może jeszcze odpuścić. Przecież nie ta praca, to inna, zdążę się przekonać, co pragnę w życiu robić...
Siadam za biurkiem i potem nawet nie wiem, kiedy dzień w pracy mija.
Wracam do domu, wchodzę i słyszę już tupot małych stópek z głośnym okrzykiem mama, mama...
Kucam, a Hania rzuca się prosto w ramiona i nie puszcza.
Ściska malutkie ramionka na mojej szyi i nie puszcza. Po chwili łapie obiema rączkami za moją twarz i daje buziaka z głośnym mua.
I znów pojawiają się łzy...
Wątpliwości...
Strach przed kolejną rozłąką ...
z perspektywy dziecka nauczyciela powiem Ci jedno - zrobiłaś najlepszą rzecz na świecie dla swojego dziecka nie wracając do pracy w szkole. Wiem jak to jest jak mama ma ciągle coś do zrobienia, nauczyciele są tak zawaleni robotą papierkową że szok. I jeszcze te dodatkowe godz - najlepiej w święta, przerwy wakacyjne/ferie do wyrobienia. Bądź z siebie dumna, ja z Ciebie jestem!
OdpowiedzUsuńDziękuję :* Nawet nie wiesz, jak bardzo tym komentarzem poprawiłaś moje samopoczucie :)
UsuńOj :( Ja też to teraz mam. Adaptuję synka do żłobka, na razie jest tak krótko, ale źle to znosi. A do pracy wrócić muszę. Musimy tak jakoś wytrzymać do września, bo wtedy przyjedzie babcia, którą uwielbia.
OdpowiedzUsuńWytrwałości :*
UsuńJa bym chciała wreszcie iść do pracy...no ale póki co sobie marzę o tym:)
OdpowiedzUsuńNie wiesz kiedy, a Twoje marzenie się spełni ;)
UsuńMoja dobra znajoma wróciła do pracy w szkole od zimowego semestru. Cóż... Nie wychodzi to nikomu na dobre :( Ona sama zastanawia się czy nie iść na wychowawczy, bo nie daje rady... Gratuluję wyboru :)
OdpowiedzUsuńCiężko jest pogodzić funkcję nauczyciela z rolą matki i żony :(
UsuńNie wiem trudno mi zająć w tym temacie stanowisko, bo nauczycielką nie jestem, mam swoją najbliższą przyjaciółkę, która od września wraca do pracy, więc wtedy może coś powiem więcej. Choć zawsze mi się wydawało, że nauczyciel źle nie ma cały etat to 18 godzin, a nie jak normalny pracownik 40 godzin, można ustalić plan zajęć tak by jeden dzień był wolny tak robiła moja przyjaciółka, dwa mc wakacji, ferie, wszystkie przerwy świąteczne wolne, a nie to co zwykły pracownik dwa tygodnie w roku wolnego. Więc chyba aż tak źle nie jest.
OdpowiedzUsuńNauczyciel pracujący w Państwowej szkole. Ja pracowałam w Społecznej i liczba godzin nie pokrywała się z liczbą godzin w państwówce. Pracowałam od 7 rano do 15- 16, a gdy były rady, to i o 20 wracałam... Do tego oczywiście sprawdzanie zeszytów, testów, przygotowywanie dekoracji i pomocy dydaktycznych... wbrew pozorom, nie jest tak fajnie.
UsuńPrzyjaciółka pracuje w państwowej podstawówce przed ciążą miała jeszcze dodatkowe etaty w szkołach prywatnych prowadziła kursy języka angielskiego bo uczy angielskiego, czy tam wróci nie wiem. Na pracę nigdy nie narzekała tylko na płacę za nią stąd dodatkowe etaty.
UsuńZ jednej strony zazdroszczę, że możesz pracować za biurkiem. Z drugiej- rozumiem Twoja tęsknotę. Bo żaden dzień się nie powtórzy, a dziecko tyle się potrafi nauczyć w ciągu jednego dnia!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za szybkie przyzwyczajenie i czerpanie satysfakcji z obecnej sytuacji! Pozdrawiam
Też się cieszę z pracy za biurkiem. 8 godzin i nic mnie nie interesuje więcej. Wracam do domu i jestem cała dla dziecka :)
UsuńMilenko! jak mnie dawno tu nie było! Widzę, że u Ciebie wielkie zmiany w życiu!
OdpowiedzUsuńTrzymam za Was kciuki, byście przywykli do nowej sytuacji! Życzę Wam mnóstwo sił :*