Walka z kilogramami
Nadwaga wydaje się być błahostką w porównaniu do innych chorób, które nie są łatwe do przezwyciężenia ... Jednak, ta błahostka może przyczynić się do powstawania innych chorób, chorobliwej otyłości, nadciśnienia ...
Zawsze byłam drobnym dzieckiem, w III klasie gimnazjum ważyłam 45 kg. Byłam zadowolona z figury, nie narzekałam, chudzinka z większym biustem- koleżanki zawsze zazdrościły.
Szkoła średnia... nieregularne posiłki, czekoladki, batoniki, fast food'y na mieście w drodze na autobus do domu, słodkie bułki. Do tego zwolnienie z w-f'u. Niestety przytyło się.
Po średniej szkole miałam + 20 kg. Nie było źle, biorąc pod uwagę, że mam 168 cm wzrostu. Gdy zamieszkałam z H. w dużym mieście, wypady na miasto do KFC, czy na kebaba, domowe obiadki, wizyty na weekend u rodziców, podczas których wpychano w nas wszystko, bo licho wyglądaliśmy...wszystko to skutkowało dodatkowymi kilogramami.
Więc dieta.
Wypróbowałam dietę Dukana + ćwiczenia 5 razy w tygodniu (jak dobrze pamiętam). Schudłam w miesiąc 15 czy 17 kilogramów. Oj jaka ja dumna byłam ... a potem... Płacz z bólu. Kiedy zjadłam coś, czego przez miesiąc nie jadłam, albo zjadłam troszkę za dużo, to zaczynał się maraton.
Ból brzucha i kończyło się to wizytą w WC. Jak nie jedną stroną, to drugą leciało... serio, nie było do śmiechu.
Do tego doszedł wysoki poziom cholesterolu, złe samopoczucie.
Długo wracałam do siebie.
Cały czas się pilnowałam, stopniowo wszystko na nowo wprowadzałam, piłam na noc lampkę wina (przez co później nie mogłam bez winiacza zasnąć). Po jakimś czasie wszystko wróciło do normy. Mąż nie miał kłopotów z wagą- zawsze miał szybką przemianę materii. U mnie z tym było gorzej, ponieważ w genach mam zakodowaną tendencję do tycia.
Później mąż dostał się do szkółki, miał tam specjalną dietę, na której przytył 20 kilogramów. Zrobił się z niego misiek. Nie przeszkadzało mi to, ponieważ tych kilogramów nie było po nim widać, do tego ćwiczył dużo, jedynie zauważyło się po rozmiarach spodni.
Ja schudłam ponownie, tym razem dzięki ćwiczeniom i gotowanym potrawom.
Potem ciąża, podczas której również schudłam w I trymestrze, a końcowy wynik wynosił 15 kilogramów na plusie.
Po porodzie, 3 miesiące później wróciłam do wagi z przed ciąży. Oj jaka ja szczęśliwa byłam, każdy zachwycał się jaka ja szczupła jestem i w ogóle... ćwiczyłam, uważałam na to co jem, a później załączył się leń, brak czasu i jeszcze tysiąc innych powodów.
W końcu zauważyłam, że bielizna, która była w sam raz, znacznie się skurczyła, ciuchy, które wisiały, nagle stały się opięte... chyba czas wejść na wagę- pomyślałam, a gdy weszłam- załamałam się.
Zaczęłam ćwiczyć kiedy Hania drzemała, ale efektu brak.
No cóż, czego się spodziewać, kiedy jadłam co popadnie i kiedy mi się przypomniało.
Stwierdziłam, że jeśli się nie opamiętam, to niedługo nie będę mogła zasznurować butów.
Mąż też narzekał, że ciśnienie ma większe, że już nie ta kondycja, co kiedyś.
Stwierdziliśmy jednogłośnie, że nie będziemy się bawić, tylko od razu udamy się do dietetyka.
Poszperałam po necie, poczytałam, zadzwoniłam, umówiłam i pojechaliśmy.
Liczyliśmy się z kosztami. Wyszliśmy z założenia, że spróbujemy, zobaczymy jakie będą efekty i zdecydujemy co dalej.
Pani dietetyk bardzo miła, konkretna, sympatyczna. Nie zdziera z Nas, a twierdzę tak, ponieważ normalnie od osoby bierze 90 zł, a od Nas łącznie tylko 100 zł. Niby taka promocja dla par :)
Pierwsza wizyta godzinę trwała. Porozmawiała, przeprowadziła wywiad, zważyła, omówiła, co jest niepokojącego.
Pierwsza dieta super! Nie czuliśmy się na diecie. Posiłki obfite, pierwszy tydzień trzymaliśmy się twardo, w drugim, posiłki robiłam już mniejsze. Twierdziliśmy, że pewnie efektu nie będzie, bo przecież tyle tego jedzenia było ... Myliliśmy się :) Waga ruszyła :) Kolejne dwa tygodnie, lekka zmiana w jadłospisie i kolejne kilogramy mniej. Kolejne dwa tygodnie i kolejne kilogramy mniej. Zaznaczam, że mąż nie ćwiczył, ponieważ codziennie w pracy, ja jedynie spacery z Hanią (2, 3-godzinne).
Ogólnie po 5 tygodniach zarówno ja, jak i mój H. mamy 10 kilogramów mniej :) Wiecie, jaka byłam szczęśliwa widząc niższą wagę :)
Po mnie aż tak nie widać, za to mój H. to już chudzielec :)
Czasem już mam dość tej diety. Zjadłabym kebaba, albo czekolady z nadzieniem truskawkowym...wypieki mojej mamy...albo pospałabym dłużej, korzystała z tego, że Hania wstaje o godz. 9, a tak, godzina 6:30 trzeba wstać, przygotować śniadanie...
Najważniejsze, to pilnować godzin.
7:00
11:00
13:30
16:00
19:00
Posiłki nie są skomplikowane. Produkty są łatwo dostępne.
Mój H. już powoli osiąga swój cel, jeszcze parę kilogramów. Jest poprawa, ponieważ zmieścił się w swoje poprzednie rozmiarówki spodni, nie ma problemów z ciśnieniem, ćwiczy z chęcią i się szybko nie męczy. Ogólnie wszystko jest na +.
Ja jeszcze muszę troszkę się pomęczyć. Chciałabym ważyć 65 kilogramów.
Poprawa też jest u mnie, ponieważ ćwiczy mi się lepiej, łatwiej tańczy Zumbe, nie męczę się już tak szybko, ciuchy nie są opięte. Pierwsze zmiany zauważyłam po bieliźnie :) (pierwsze co, to z pupy zleciałam)
Za Hanią mogę ganiać cały dzień i nie sprawia mi to trudności, lepiej mi się śpi.
Wcześniej kiedy jadłam, a raczej żarłam co popadnie nie zwracając uwagi na godzinę, musiałam nosić pieluchy tetrowe, ponieważ wkładki laktacyjne nie wystarczały, tyle tego pokarmu miałam. Hania nie wyciągała wszystkiego. A teraz jest ogromna różnica. Nie muszę wkładek nosić, a tym bardziej pieluch. Pokarm mam cały czas, kiedy Hania chce, to ciągnie i tym razem opróżnia całą pierś, jest najedzona. Wielki + :) A najbardziej bałam się utraty pokarmu. Pewnie by tak było, gdybym odchudzała się na "własną rękę"...
Długa droga przede mną, myślę, że podołam. Dużym wsparciem jest mój H. Ćwiczy ze mną, pomaga przy przygotowywaniu posiłków, marudzi ze mną :)
Łatwiej jest gubić kilogramy z kimś, niż samemu :)
Do podjęcia tego tematu, zainspirował mnie post Mamy Kluseczki :)
Celem mojej kuracji odchudzającej, nie jest tylko zgubienie zbędnych kilogramów, ale także ukształtowanie dobrych nawyków żywieniowych.
Chcę zmienić swoje nawyki żywieniowe, chcę wiedzieć co jem. chcę zadbać o moje zdrowie i kondycję.
Myślę ciągle o drugim dziecku, mając problem z wagą, mogę mieć problem z kolejną ciążą, a tego nie chcę.
A tak odbiegając od tematu- rozmawiałam z H. On tez chce drugie dziecko i możemy już zacząć działać w tej sprawie :) Jest jeden problem tylko, ja za dużo myślę na ten temat i im więcej myślę, tym więcej mam obaw... wstępnie postanowione, że czekamy do ukończenia roczku przez Hanię, a potem zaczniemy działać :)
Wracając do tematu:
Mam też propozycję. Co wy na to, żebym podzieliła się jadłospisami? Skoro mi się udało, może komuś również się uda. Fakt- są napisane całkowicie pode mnie i mojego H. (uwzględnione są produkty, które lubimy itp.), ale są bezpieczniejsze, niż te diety cud, których jest tak wiele w internecie.
Mają określoną wartość kaloryczną, witaminy itd.
Kilku osobom już podesłałam i myślę, że może chętni by się znaleźli jeszcze :)
Fajnie by było razem się odchudzać, cieszyć się z Naszych osiągnięć, wspierać się nawzajem. Razem zawsze raźniej :)
Czekam na wasze odpowiedzi.
Co wy na to?
Jutro bym zamieściła jadłospis. Kolejny za miesiąc... i raz w miesiącu wpis z Naszymi osiągnięciami :)
Są jacyś chętni? Co o tym myślicie?
Pozdrawiam, o 10 kilogramów lżejsza Milena :)
No przydałoby się i mi, ale póki co nie mam na to czasu i motywacji.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam powodzenia bo to super sprawa no i cudnie że robicie to razem :) Na pewno jest łatwiej :)
Ja chętnie bym się zainspirowała jakimś jadłospisem :) Więc pisz!
Ja tez jestem chetna :-)
OdpowiedzUsuńSchudlam tyle ile chcialam po ciazy, ale jakbym jeszce schudla to by sie wcale nic nie stalo :D Chetnie sie czyms zainspiruje :-)
No i zycze powodzenia i wytrwalosci!
I fajnie, ze tanczysz zumbe, ja przez kilka lat bylam instruktorka zumby i bardzo sobie chwale efekty :-)
Ja znowu musze sie zmotywowac do cwiczen...bo zdrowe cialo to zdrowy duch. Zrzucac nie mam czego,bo przy wzroscie 170 cm waze 57 kg.
OdpowiedzUsuńPowinnas byc z siebie dumna,ze tak ladnie zeszla Ci waga ... I spokojnie... uporem I wytrwaloscia zrzucisz jeszcze kilka :) BRAWO MILENA!!!
Bardzo dużo schudliście po 5 tygodniach- gratuluję ;) Od zawsze interesuję się dietetyką więc z chęcią bym poczytała Twój jadłospis - od zawsze układałam sobie sama jadłospisy, więc zawsze to coś nowego ;))
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że robisz to z kimś, jest o wiele łatwiej , przyjemniej i możecie się wzajemnie wesprzeć- 3mam kciuki za kolejne sukcesy- ja po ciąży tez będę miała co robić hehe ;))
P.s Fajnie, że będziecie starać się o 2 dziecko:))
Brawo brawo i wiem co czujesz. Ja też w ub. roku podjęłam wyzwanie utraty wagi z 67 marzyłam do 57, udało się do 60 i waga ani drgnąć chciała dalej. A co robiłam ćwiczyłam trzy razy w tygodniu na siłownie, jadłam w sumie to samo, ale ostatni posiłek jadłam do 18 potem już nic. Ostatnio niestety na wadze pojawiły się 2+ kg i staram się je zgubić, choć coś strasznie oporne są. Ja na jadłospis jestem chętna. Ja u siebie po za estetycznym wyglądem z utraty kg zauważyłam bardzo poprawę kondycji.
OdpowiedzUsuńtak tak! Ja bardzo chcę bo też mi został pociążowy flak:(
OdpowiedzUsuńRozumiem Cię doskonale, bo przed ciążą to moja waga była tak różna! wiecznie tyłam, potem chciałam to zgubić. Teraz ciąża, ale w głowie już snuję plany jak pozbędę się zbędnych kg!
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że masz motywację! :)
No proszę i nadzedł ten dzień, kiedy ja stałam się dla kogoś inspiracją;).
OdpowiedzUsuńA poważnie, to podziwiam i odrobinę zazdroszczę utraty wagi. Ja marzę o pozbyciu się 8 kilogramów, ale nie jest to łatwe. Zaparłam się jednak i do końca roku zaplanowałam zrzucenie około 5 kg, tak na dobry początek.
Jeszcze raz dzięki serdeczne za pomoc!
Ja również jestem chętna, zawsze przyda się coś zmienić w swoim żywieniu. Postanowiłam ograniczyć słodycze i przyznam, że jest mi momentami dość ciężko z tego powodu. Tobie gratuluję!! Piękny wynik! Jednak warto zasięgnąć opinii specjalisty w tym temacie, widać, Wam to wychodzi na zdrowie :)
OdpowiedzUsuńWow, moje gratulacje. Koniecznie zamieść dietę :)
OdpowiedzUsuń